piątek, 26 października 2012

....Dookoła tłumy ludzi chodzące od sklepu do sklepu. Obładowane torbami kobiety i znudzeni mężczyźni siedzący na ławeczkach przy wejściach do sklepów o różnych nazwach. Kto by chciał chodzić po centrum handlowym przez kilka godzin i nosić za swoją ukochaną wyładowane po brzegi torby. Płeć o wygórowanym ego i mózgu w przyrodzeniu woli chodzić w rozwalonych butach, podartych jeansach i kupić piwo niż zakupić sobie coś ładnego do swojej garderoby. Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale jest ich niewiele. Często kobieta może od nich usłyszeć coś w stylu: Na co ci kolejna para butów? Już masz ich setki. Dla płci pięknej zawsze będzie mało. Różne kolory, wzory, materiały... Raj na ziemi. Przecież kobiety robią to też po to, żeby podobać się facetom. A chyba każdy samiec przyzna rację, że jak widzi seksownie ubraną kobietę, to krew w ich żyłach buzuje. Dlatego jednym z najbardziej uwielbianych przez nich sklepów jest ten z bielizną damską. Wtedy fantazja i pożądanie idzie w górę. W jednym z takich sklepów wokół wieszaczków i koronkami chodziła blondynka, a tuż za nią jej czerwonowłosa przyjaciółka. Ta druga miała trochę inny cel chodzenia po sklepach, ale wiedziała, że musi jakoś wyrwać Anahi z tego całego popieprzonego domu, gdzie leżała i tylko wpatrywała się w sufit myśląć o tym swoim pożal się Boże mężulku, a zakupy... To coś co lubiła, więc była jakaś szansa na poprawienie humoru.
- Ruda... A może... Może gdybym kupiła taki komplet... - Mówiła trochę do siebie, a trochę do przyjaciółki, trzymając w ręku wieszak z czarną, koronkową bielizną. - Gdybym go założyła... No wiesz, może Poncho... Może by znowu się mną zainteresował? Spojrzał na mnie jak na kobietę?
- Boże, trzymaj mnie, bo z nią nie wytrzymam. Ann czy ty możesz chociaż na chwilę przestać myśleć o tym idiocie i zająć się sobą? Czy naprawdę twoje życie kręci się tylko wokół niego? Weź się w garść i chociaż ten jedyny raz zrób coś dla siebie, dla swojej urody. - Czerwonowłosa widziała, że Herrera chcę coś odpowiedzieć, ale jej to uniemożliwiła. - Jeżeli chcesz kupić to... To nie rób tego dla męża, tylko dla siebie, rozumiesz?
Blondynka pokiwała głową i wzięłam komplet kierując się do przymierzalni, by tam zobaczyć czy wzięła odpowiedni rozmiar. Po kilku minutach wyszła z niej i pociągnęła przyjaciółkę do kas. Zapłaciła za wybraną bieliznę i wyszły ze sklepu. Blondynka rozejrzała się dookoła, myśląc, gdzie mogłyby się teraz wybrać. Natrafiła na wzrok Rudej, która pokręciła głową, śmiejąc się przy tym.
- Teraz ja wybieram sklep... Bo ja muszę coś załatwić. - Uśmiechnęła się i ruszyła, a blondynka za nią. Minęły kilka sklepów, w tym dwa ulubione pani Herrery. Jednak nie dane było jej wejść, gdyż kiedy już chciała to zrobić, jej czerwonowłosa przyjaciółka chwytała ją za rękę i prowadziła dalej. Nagle znalazły się w sklepie dla maluchów. Mnóstwo zabawek i ubranek dla niemowlaków. Anahi już dawno tu nie była... Kiedyś bywała częściej, ale z wiadomych powodów przestała tu przychodzić. Po prostu te wszystkie rzeczy ją przygnębiały, przypominały o tym, że ona od długiego czasu stara się o dziecko, a nic z tego nie wychodzi. Blondynka rozejrzała się i zobaczyła śliczne żółte body w małe uśmiechnięte misie. Wzięła je do ręki, wyobraziła sobie jak jej córeczka by w nich wyglądała. Westchnęła cicho i złoyła materiał, odkładając go na swoje miejsce.
- Any... Poznaj kogoś. - Blondynka odwróciła się w stronę głosu czerwonowłosej i zobaczyła brunetkę o brązowych włosach. - To jest Maite.
- Maite Perroni. - Czarnowłosa wyciągnęła rękę do Anahi i lekko się uśmiechnęła. Dziewczyna uścisnęła jej dłoń i również się przedstawiła.
- A teraz moje drogie panie idziemy na kawę. To znaczy na sok. - Zaśmiała się Dulce i obydwie koleżanki chwyciła za ręce, wyprowadzając ze sklepu i ciągnąc w stronę kawiarni. Zdziwiona blondynka nie opierała się, ale nie bardzo rozumiała co to wszystko miało znaczyć. Doszły do celu i zajęły stolik, biorąc niewielkie karty z napojami i smakołykami. Każda z nich wybrała coś dla siebie i po chwili czerwonowłosa poszła do kasy zamówić, zostawiając dziewczyny same. Zapadła niezręczna cisza...
- Dulce mi o tobie wiele mówiła. - Zaczęła niepewnie czarnulka, na co Anahi lekko uniosła brwi.
- A można wiedzieć co? - Nie była zbyt zadowolona z takiego obrotu sprawy. Miały być same, a tu nagle się dowiaduje, że ma spędzać czas z jakąś nieznaną jej osobą. W ogóle ten sklep dziecięcy? Co to miało znaczyć...? Czerwonowłosa zrobiła to specjalnie czy jak?
- Same dobre rzeczy. - Uśmiechnęła się Perroni. Po chwili przeniosła wzrok na Dulce, która usiadła przy jednym z boków kwadratowego stolika.
- Mam nadzieję, że się polubicie. - Czerwonowłosa wykrzywiła usta w uśmiech i chwyciła jedną z serwetek, robiąc z niej rulonik. Patrzyła to na uśmiechniętą Maite, to na lekko zdenerwowaną blondynkę. Coś czuła, że jej przyjaciółka nie jest zadowolona z tego spotkania. Po chwili kelnerka przyniosła kawę, dwa soki i trzy serniki na zimno. Wszystkie trzy podziękowały, a blondynka wzięła się za swoją słodkość, by mieć pretekst do tego, żeby się nie odzywać. - Spotkałyśmy się z Maite w szpitalu... Jak poszłam upewnić się czy jestem w ciąży. - Czerwonowłosa lekko się uśmiechnęła. - Od słowa do słowa i jakoś się zgadałyśmy, żeby się ponownie spotkać. Z resztą ona też będzie miała malucha, jest w drugim miesiącu ciąży. - Dulce upiła łuk swojego pomarańczowego soku. Chętnie zamieniłaby go na kawę, ale wiedziała, że musi teraz o siebie dbać i wyrzec się wielu rzeczy. Wszystko teraz dla zdrowia dziecka. Dobre odżywianie, nie przemęczanie się...
- Tak to prawda, jestem w drugim miesiącu ciąży. - Czarnulka uśmiechnęła się szeroko. W blondynce się zagotowało. Przyjaciółka wyciągnęła ją po to, żeby miała oglądać rzeczy dla maluszków i słuchać jak to jedna i druga będzie miała dziecko, którego tak jej brakowało? Dość tego!
- Dość... - Anahi wysyczała przez zęby i spojrzała na czerwonowłosą. - Zrobiłaś to specjalnie czy jak? Sklep dla niemowlaków, znajoma, która też jest w ciąży... Chciałaś mi wypomnieć, że ja nie mam dziecka? Chciałaś mnie upokorzyć? Gratuluję, bo własnie ci się to udało. - Spojrzała z pogardą i wściekłością na swoją przyjaciółkę i wstała, chwytając torbę oraz swoje zakupy. Pokręciła głową prychając cicho i ruszyła do wyjścia.
- Ale Any... - Usłyszała za sobą wołanie czerwonowłosej. Nie zatrzymała się, wyszła z kawiarni szybkim krokiem i przemierzała centrum handlowe ze łzami spływającymi po jej czerwonych policzkach. Nie mogła tego opanować... To był błąd, że dała się tu wyciągnąć...

......Późna pora... Na zegarku 22:46. Brunet siedział na skórzanej kanapie i oglądał film, którym tak naprawdę nie był zainteresowany. Chciał jakoś wypełnić wieczór pełen nudy... Jego żona siedziała w sypialni czytając książkę. Pewnie jakieś romansidło, którego on nienawidził, tak samo jak filmów tego typu. Najlepsze dla niego były filmy akcji, gdzie sytuacje trzymały w napięciu. Nagle przed jego oczami stanęła blondynka w czarnym, satynowym szlafroku, który ledwo zakrywał jej tyłek. Uniósł lekko brwi, zastanawiając się o co jej może chodzić.
- Możemy porozmawiać? - Usłyszał cichy głos, wydobywający się z jej ust. Skinął głową i poklepał miejsce obok siebie, po czym wyłączył telewizor, co spowodowało, że w salonie jedynym światłem była niewielka lampka, stojąca w rogu. Usiadła obok niego, kierując ciało w jego stronę. Nie wiedziała jak zacząć, choć wiedziała, że musi to zrobić... Musi z nim porozmawiać i wyjaśnić parę rzeczy. Nie wiedziała, czy jej się to uda, ale zawsze warto spróbować. Może tym razem brunet nie wybuchnie... - Zrobię testy... - Na te słowa mężczyzna spojrzał na nią i lekko zmarszczył brwi, jakby nie wiedział o czym blondynka mówi. - Zrobię testy, ale... Obiecaj mi, że jeżeli... Że jeżeli to nie ja będę winna, ty też je zrobisz... Jeśli to ja nie mogę mieć dzieci... Wtedy będzie wszystko jasne. Dam ci spokój... Jutro pójdę do szpitala, ale obiecaj mi to i... Ten jedyny raz proszę, żebyś potraktował mnie jak kiedyś... Jak wtedy, kiedy jeszcze zależało ci na mnie, kiedy patrzyłeś na mnie z pożądaniem, dawałeś uczucie i przyjemność... Po prostu kochaj się ze mną, a nie zaspokajaj swoje potrzeby... Nie rób tego z obowiązku czy przymusu... Czy też z rutyny... Proszę, ten jedyny raz... - Wypowiadając ostatnie zdanie, podniosła się z kanapy i rozwiązała szlafrok, tym samym zsuwając go na podłogę i ukazując czarną, kornkową bieliznę. Przysunęła się do niego i musnęła jego usta swoimi, a rękę wsunęła pod jego rozpiętą czarną koszulę. Herrera przymknął oczy i odwzajemnił delikatnie pocałunek. Wstał i wziął kruche ciało blondynki na ręce. Owinęła jego szyję swoimi ramionami, a on skierował się po schodach na górę, by po chwili znaleźć się w sypialni i położyć swoją żonę na dużym łóżku. Ułożył swoje ciało na jej i ręką przesunął po jej nodze. Zwinnymi palcami rozpięła guziki od jego koszuli, by po chwili materiał swobodnie zsunął się po jego plecach, a ona ręką mogła przejechać po jego karku, wywołując tym samym u niego przyjemne dreszcze. Uniosła się lekko, żeby pomóc brunetowi w rozpięciu stanika i zdjęcia go z niej. Jego oczom ukazały się dwie piersi, które po chwili zaczął pieścić ręką oraz językiem przygryzać i trącać sutki, które stawały się twarde i bordowe. Do jego uszu docierał cichy pomruk jego żony... Od dawna nie słyszał tego, a ona nie czuła tej przyjemności, jaką jej dawał w zbliżeniu. Zostawiał na jej ciele wilgotne ślady ust, milimetr za milimetrem. Szyja, dekolt, piersi, brzuch, aż doszedł do przeszkody w postaci czarnych stringów. Palcami przesunął po jej wzgórku łonowym, by po chwili drażnić nimi, przez cieniutki materiał jej muszelkę. Czuł, że coraz bardziej jest mokra i gotowa na to, żeby mógł w nią wejść. Jego męskość wołała, aby wypuścić ją jak najszybciej z ciasnego materiału. Podniósł się i zdjął spodnie, razem z bokserkami. Oczom blondynki ukazał się penis, gotowy do penetracji jej wnętrza, jednak jej mąż miał inne plany. Szybkim ruchem zdjął koronkowe stringi swojej małżonki i ułożył się wygodnie na łóżku, zatapiając swój język w słodkiej krainie blondynki. Chłonął jej zapach i smak, chcąc zatrzymać go jak najdłużej. Czuł jak jej ciało wiję się z rozkoszy, by po chwili wygięło się w łuk, a z jej ust wydobył się głośny jęk nadchodzącej ekstazy. Oderwał się od niej i zatopił się w jej słodkich ustach. Po chwili rozpoczął nimi tę samą wędrówkę co wcześniej, po jej całym ciele. Droczył się z nią... Gdy była już bliska spełnienia, przestawał i wracał do ust. I tak kilka razy... Usłyszał od niej ciche "proszę..." Uśmiechnął się nikle i ponownie zatopił w jej cipce, penetrując językiem jej wnętrze, tym razem doprowadzając blondynkę na szczyt. Uniósł się w górę, dając swojej żonie chwilę na oddech. Ucałował jej czoło i wszedł w nią wolnym, lecz zdecydowanym ruchem. Poruszał się w niej, co chwilę zwalniając i przyśpieszając, co przyprawiało Annie o zawrót głowy. Po chwili znaleźli wspólny rytm... Brunet splótł palce ich dłoni nad głową blondynki i musnął jej usta. Kilka głębszych pchnięć i po pokoju rozległy się jęki ogromnej rozkoszy obydwojga kochanków. Wspólne szczytowanie od tak dawna... Brunet opadł na drobne ciało kobiety i pocałował jej czerwone usta. Sturlał się obok niej i próbował uspokoić nierówny, szybki oddech. Blondynka przykryła ich brązową, satynową kołdrą i wtuliła się w gorące ciało swojego męża. Objął ją swoimi silnymi ramionami i przymknął oczy. Tak dawno nie kochali się tak, żeby obydwoje czuli przyjemność... Tak, żeby obydwoje w tym samym momencie szczytowali... Tak, żeby dawali drugiej osobie swoje uczucie... Anahi przymknęła oczy i zasnęła z uśmiechem na twarzy i nadzieją na lepsze jutro.

....Minął tydzień czasu od wspólnej nocy państwa Herrera i od zrobienia badań przez blondynkę. Tydzień, w którym bardzo dużo rzeczy się zmieniło... Nadzieja na odbudowanie związku z brunetem, wzrosła. Od tamtej pory Alfonso stał się czuły i pomagał jej we wszystkim w domu. Stał się jak posłuszny aniołek... Dawno w ich związku nie było takiej sielanki jak teraz. Widać jej słowa jakoś na niego podziałały i miała nadzieję, że to nie pryśnie jak bańka mydlana w jednej sekundzie. Siedziała skulona na kanapie w wpatrywała się w białą kopertę. Wszystko teraz zależało od skrawka papieru, trzymanego w jej rękach. Wszystko mogło się zmienić... I tak pewnie to się stanie, nie ważne jaki będzie wynik. Westchnęła cicho, odgarniając do tyłu, opadające na jej oczy jasne włosy. Wszystko powoli zaczęło się układać, kroczek po kroczku, chociaż minimalnym, ale jakoś szło do przodu... A teraz? Znowu to zaprzepaści ich szansę. Przymknęła oczy i powoli wyjęła z koperty kartkę złożoną na pół. Odłożyła niepotrzebną rzecz i patrzyła niepewnie na obiekt jej zainteresowania ze strachem w oczach. Teraz albo nigdy... Rozłożyła kartkę i zaczęła powoli i dokładnie czytać każdą napotkaną literkę, słowo i zdanie... Jej oczy zaszkliły się, by po chwili po jej policzkach zaczęły spływać słone krople. Wszystko było jasne... Wiedziała, że wszystko teraz się zmieni. Będzie musiała dotrzymać obietnicy. W jej głowie cały czas pojawiało się jedno zdanie. Nigdy nie doczeka się dziecka... Jest bezpłodna...



sobota, 20 października 2012

[Obrazek: vynjfr.jpg]

Promienie słoneczne ogrzewały gołe stopy śpiącej blondynki, które wystawały spod brązowej kołdry. Zamruczała cicho i skuliła nogi, tym samym zakrywając je satynowym materiałem. Otworzyła oczy, przecierając je lekko zewnętrzną stroną dłoni i spojrzała na miejsce obok siebie. Było puste... Sobotni poranek, a bruneta oczywiście nie było. Jego poduszka była nienaruszona. Zawsze kiedy spał, gniótł ją w rękach, co powodowało, że każdego ranka była w masakrycznym stanie, a jego żona poprawiała ją, ścieląc łóżko. Znowu nie wrócił na noc... Westchnęła cicho, nakładając na twarz kołdrę. Do jej uszu doszedł dźwięk dzwonka do drzwi, który nie dawał za wygraną. Raz po raz brzęczał głośno po całym domu. Kobieta jęknęła cicho i wygramoliła się powoli z łóżka, myśląc kogo przyniosło o tej godzinie. Wsunęła stopy w kolorowe kapcie, a czerwony szlafrok założyła na krótką koszulkę nocną. Wyszła z sypialni i zeszła na dół, przeczesując palcami swoje długie włosy. Otworzyła drzwi wejściowe i westchnęła widząc czerwonowłosą. Machnęła ręką na znak, żeby weszła, po czym ponownie skierowała się do swojej sypialni, a jej przyjaciółka za nią. Blondynka weszła do pomieszczenia i ponownie wsunęła się pod nagrzaną kołdrę. Nie miała na nic ochoty, właściwie jak co weekend. W tygodniu czas zabierała jej praca, a sobota i niedziela? Ta pierwsza była najgorsza... Kto chciałby budzić się samemu, bez osoby, którą się kocha... A najgorsze są te myśli, które cały czas mówią: "A może on cię zdradza? Może ma inną? Ty nie możesz dać mu dziecka..." Tydzień w tydzień te same myśli, obawy i niechęć do czegokolwiek. Może po prostu lepiej byłoby sprawdzić, niż siedzieć i wyobrażać sobie Bóg wie co. Pewnie zrobiłaby to, ale najzwyczajniej w świecie bała się. Bała się, że to się potwierdzi, a to, że ją często poniża, wyzywa i rani... Tak naprawdę nie ma to dla niej znaczenia, bo nadal kocha go całym swoim sercem. Czerwonowłosa usiadła na łóżku, krzyżując nogi i biorąc do ręki jaśka, w celu przytulenia się do niego.
- Annie... Ty znowu? Czy twoja każda sobota będzie wyglądała w ten sposób? Będziesz leżeć i gapić się w sufit?
- Dulce... Ja po prostu nie mam ochoty na nic innego. Ty też byś nie miała, gdybyś była na moim miejscu. - Blondynka przekręciła swoimi niebieskimi oczami i wtuliła się w swoją poduszkę. Tak było jej dobrze i nie chciała niczego zmieniać...
- To dlaczego nie kopniesz w dupę tego idioty i nie pójdziesz w cholere? Mało się przez niego wycierpiałaś? Niech sam sobie pierze skarpetki, prasuje koszule i gotuje obiady, albo niech mamusia mu pomoże. Może będzie taka wspaniałomyślna i poratuje synka w potrzebie.
- To jest mój mąż, a ja go mimo wszystko kocham i nie wyobrażam sobie bez niego życia. A co do jego matki, to ja ją lubię, więc przestań...
- Sorry Ann, ale jaka ty jesteś naiwna... Pewnie znalazł sobie już dawno jakąś inną.
- Dzięki, w takim razie wracaj do siebie, bo ja nie zamierzam słuchać takich rzeczy od ciebie. Widać jaka z ciebie przyjaciółka.
- Przepraszam... Wiesz przecież, że czasem palnę coś bez zastanowienia. Po prostu chcę, żebyś była szczęśliwa, a nie męczyła się z tym przygłupem, który tak dawno temu ci zakręcił w głowie.
- Nie obrażaj go... To, że jesteś moją przyjaciółką nie oznacza, że możesz tak na niego mówić. - Blondynka spojrzała na Dulce gniewnym wzrokiem, co spowodowało, że dziewczyna po raz kolejny przeprosiła za swoje zachowanie. Czerwonowłosa na miejscu Anahi, już dawno rzuciłaby Poncho. Miłość miłością, ale po cholere tak cierpieć i wysłuchiwać obraźliwych słów? - Przyszłaś do mnie z jakąś sprawą czy pogadać jaka jestem głupia?
- Przyszłam z wiadomością... - Zaczęła niepewnie Savinion, patrząc uważnie na przyjaciółkę, która skinęła głową, na znak, żeby dziewczyna mówiła dalej. - Ale Ann... Nie bądź na mnie zła, dobrze? - Dulce spojrzała na blondynkę błagalnym wzrokiem, a w ręku miętoliła róg poduszki. Była zdenerwowana tym, jak zareaguje dziewczyna na wieść o dziecku. - Any... Bo ja jestem w ciąży.
- Co? - Blondynka automatycznie usiadła na łóżku i zrobiła wielkie oczy, słysząc słowa czerwonowłosej. Zamurowało ją, nie mogła uwierzyć.
- Będę miała dziecko... Przepraszam... To tak przypadkiem, ja tego nie planowałam. Jedna noc... - Zaczęła Ruda ze spuszczoną głową. Mówiła szybko, chcąc się ze wszystkiego wytłumaczyć, by jej koleżanka nie była na nią zła. Było jej głupio...
- Dul... Gratuluję. - Blondynka uśmiechnęła się i uściskała mocno Dulce. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Cholera... Ona stara się o dziecko od roku, a jej przyjaciółka zaszła w ciąże po jednej nocy. Czy to jest sprawiedliwe? Otarła zewnętrzną częścią dłoni swoje oczy, aby Ruda nie zauważyła jej łez. Pewnie zrobiłoby się jej wtedy bardzo przykro, a tego nie chciała.
- Gniewasz się na mnie? - Spytała czerwonowłosa i spojrzała na Anahi z troską, malującą się na jej twarzy. Blondynka pokręciła przecząco głową, gdyż w gardle miała wielką gulę, nie pozwalającą jej na powiedzenie czegokolwiek. Było jej przykro, ale gdzieś w głębi serca cieszyła się, że jej przyjaciółka będzie miała takiego małego szkraba, który gaworzy i uśmiecha się słodko do rodziców. - Jest mały problem... Po tej nocy... Ja nie mam kontaktu z tym chłopakiem. - Ruda westchnęła cicho i położyła się przyciągając do siebie poduszkę. - Moje dziecko będzie wychowywać się bez ojca. - Położyła jasiek na swojej twarzy, przymykając oczy i myśląc o przyszłości. Zawsze marzyła o rodzinie, ale kto zechce samotną matkę z dzieckiem? Kto zechcę wychowywać nie swoje potomstwo?
- Ann, jadę do sklepu, potrzebujesz czegoś? - Do pokoju wszedł bez pukania Ucker. - Aaa, nie wiedziałem, że masz gościa... - Zaczął się wycofywać, widząc osobę leżącą na łóżku państwa Herrera i na pewno nie był to brunet. No chyba, że zmienił się w kobietę przez jedną noc.
- Ucker! Puka się! - Wrzasnęła blondynka przykrywając się szczelnie swoją kołdrą.
- Przepraszam... To jak? Mam coś kupić? - Patrzył na dziewczynę, która miała poduszkę na głowie. Chciał zobaczyć jej twarz, ale chyba nie było mu to dane, gdyż ani drgnęła, gdy wszedł do pokoju. Czyżby się wstydziła...?
- Kawę, bo się skończyła. - Szatyn kiwnął głową i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Czerwonowłosa odłożyła jasiek i patrzyła w sufit wytrzeszczonymi oczami. Blondynka spojrzała na nią, marszcząc lekko czoło.
- To był on... - Mruknęła cichutko Ruda. Dobrze pamiętała głoś tego mężczyzny. Męski i seksowny... Wprost idealny... 
- Co? Jaki on? To Christopher, brat Poncho. Studiował za granicą, a jakiś miesiąc temu wrócił i mieszka u nas.
- Ann, to on jest ojcem... To z nim wtedy spędziłam noc! - Dulce usiadła patrząc na swoją przyjaciółkę, która była nieźle zdziwiona, co widać było po jej minie. Brat Poncho... Miesiąc czasu mieszkał z nimi, a ona wcześniej na niego nie wpadła. Jak to możliwe? Teraz już go zna... I co? Ma tak po prostu do niego podejść i powiedzieć, że bezie ojcem? Wyśmiałby ją na pewno. No to zaczynają się schody... I to dość długie, strome i kręte... Może najpierw się z nim zapozna, zobaczy jaki jest, a dopiero później zastanowi co zrobić dalej...


[Obrazek: eppq4g.jpg]

Cześć skarbie.
Mam nadzieję, że znajdziesz chwilę czasu na przeczytanie mojego listu. Tęsknie bardzo za tobą. Tak bardzo chciałabym móc wtulić się w twoje silne ramiona i siedzieć otulona nimi. Nie musielibyśmy nic mówić, rozmawiać, wystarczyłaby mi twoja bliskość. Brakuje mi tych wieczorów, gdy całowałeś mnie w czółko na dobranoc i tych poranków, gdy budziłam się i widziałam twoją uśmiechniętą twarz. Brakuje mi twoich całusów i śniadanie, które przynosiłeś mi do łóżka. Często na tacy była moja ulubiona czerwona róża. Zawsze przynosiło mi to wiele radości. Teraz budzę się rano sama w łóżku i tylko patrzę na twoje zdjęcie, stojące na szafce nocnej. Brakuje mi ciebie i ciągle myślę co robisz w danej chwili, czy nadal mnie kochasz... Gdy przyjedziesz... Mam dla ciebie wiadomość Mam nadzieję, że się ucieszysz. Wiesz... Poznałam ostatnio fajną dziewczynę. Ma czerwone włosy i jest trochę zwariowana, ale miło mi się z nią rozmawia. O wszystkim i o niczym... Dobrze się rozumiemy i mam nadzieję, że tak pozostanie. Może nawet z czasem przerodzi się to w przyjaźń? Kto wie... Dulce, bo tak ma na imię, spodziewa się dziecka i jest trochę tym przerażona. Jak wrócisz, muszę cię z nią zapoznać. Może zaprosimy ją na kolację? Jutro wybieramy się na zakupy, muszę kupić jakąś sukienkę na twój powrót. Po za tym... Oderwę się trochę od pracy i całego tego zamieszania... Piszę tak cały czas o sobie... Jak twoi podopieczni? Mały Leo wyszedł już ze szpitala? Widzę, że polubiłeś go... Widać to w twoich listach, jak o nim piszesz. Zastanawiam się nad jedną rzeczą... Może zmieniłeś zdanie na temat... Albo... Nie ważne. Jeżeli będziesz chciał to sami to powiesz. Musze już kończyć. Czekam tui na ciebie. W Meksyku. Ach... I znowu napiszę, że jesteś daleko, a ja tęsknie. W końcu się zdenerwujesz czytając te same słowa w każdym moim liście, ale co ja na to poradzę? Dobrze, kończę. Trzymaj się i... I pamiętaj, że nie przestałam cię kochać. Odpisz jak znajdziesz trochę czasu... Kocham cię!
May.........


[Obrazek: eppq4g.jpg]

Po całym domu unosiły się pomieszane zapachy gotowanego obiadu i pieczonego ciasta. Po białej przestronnej kuchni z czarnymi szafkami, krzątała się blondynka przepasana czerwonym fartuchem. Kroiła po kolei różne składniki i przekładała je z deski do przezroczystej miski, w której było już widać kolorowe warstwy sałatki. Oderwała się na chwilę od tej czynności i założyła rękawice, by po chwili wyjąc z piekarnika ciasto i położyć je na blacie. Uwolniła dłonie z zielono-czerwonego materiału i uśmiechnęła się lekko, patrząc na swoje dzieło. Chwyciła niewielkie naczynie i posypała ciasto, wcześniej startą czekoladą, aby rozpuściła się na wierzchu przyrumienionej skórki. Udekorowała go jeszcze truskawkami i miętą, po czym odłożyła, by ostygło. Ponownie wzięła się za krojenie składników do sałatki. Po kilkunastu minutach była już skończona. Przykryła ją folią i schowała do lodówki. Sprzątnęła blat i przemieszała makaron gotujący się w srebrnym garnku. Do kuchni wszedł Santiago, by wyjąć z lodówki dwie szklane butelki ze złocistym napojem. Razem z Alfonso siedzieli w salonie i oglądali mecz. Meksyk grał z Argentyną. Kiedy tylko ich ulubiona drużyna grała, nic innego się dla nich nie liczyło, a w szczególności dla bruneta. Można było do niego gadać, a on i tak nic sobie z tego nie robił. Jak grochem o ścianę. Co mężczyzn tak pcha do tego sportu?
- Santi... - Na wymówione przez blondynkę słowo, Calderas od razu odwrócił się w jej stronę. Uśmiechnął się do niej i kiwnął głową lekko do góry, dając jej do zrozumienia, że czeka na dalszą część jej wypowiedzi. - Możesz powiedzieć Poncho, żeby nakrył do stołu? Za niecałą godzinę przychodzą jego rodzice, a ja jeszcze mam sporo roboty w kuchni.
- Jasne, zaraz mu przekaże. - Szatyn ponownie wykrzywił usta w uśmiech i poszedł do salonu. Blondynka powróciła do poprzedniego zajęcia. Chciała, żeby wszystko wyszło idealnie. Razem z rodzicami Alfonso lubili się, jednak dziewczyna zawsze bała się, że coś będzie nie tak. Może dlatego, że ojciec bruneta był człowiekiem dosyć wymagającym i na samym początku znajomości jego syna z Anahi, nie był zachwycony z jego wyboru. Chciał aby chłopak w przyszłości ożenił się z córką ich dobrych znajomych, jednak kiedy dowiedział się o zaręczynach Poncho z blondynką, powoli docierało do niego, że jego syn naprawdę jest zakochany w tej dziewczynie i w końcu zaakceptował ich związek. Dlatego pierwsze lata ich znajomości nie były takie, jak chcieliby oni oboje. Na początku spotykali się potajemnie. Kiedy stary Herrera dowiedział się o Annie, pojechał do niej, żeby przekonać ją do zerwania z Alfonso. Blondynka nie była biedna, ale nie była też tak bogata jak państwo Herrera. Miała zniknąć z jego życia, za dużą sumę pieniędzy, ale nie zrobiła tego... Wtedy wywołała wojnę. Ojciec chciał, aby brunet wyjechał z Meksyku i po części tak się stało. Przez pół roku jedynym kontaktem był dla nich telefon i to raz na jakiś czas, gdyż Herrera szpiegował swojego syna na każdym kroku. Brunet chodził do dorywczej pracy w trakcie zajęć lekcyjnych, co udało mu się ukryć za sprawą przyjaciela, którego poznał w Buenos Aires, gdzie przebywał i wrócił za zarobione pieniądze do Meksyku. Udowodnił tym samym, jak zależy mu i jak bardzo kocha tą dziewczynę o hipnotyzująco niebieskich oczach. Zrobił tak wiele, żeby móc z nią być... A teraz wszystko rozwala za sprawą swojego zachowania...
Godzina 14.30. Za 30 minut mieli przyjechać państwo Herrera. Anahi rozwiązała kokardkę w fartuchu i odłożyła go do szafki. Wyszła z kuchni, kierując się na schody i zsuwając gumkę, pozwalając swoich długim lokom opaść swobodnie na ramiona. Weszła do garderoby i przeleciała wzrokiem po swoich sukienkach, szukając tej jednej wybranej. Jej oczy spoczęły na kremowym materiale, który gdy miała go na sobie, trzymał się na cienkich ramiączkach i sięgał jej przed kolana, a pod biustem był przepasanym czarnym paskiem. Chwyciła za wieszak i po chwili sukienka swobodnie spoczywała na jej ciele. Założyła do tego czarne szpilki i poszła do sypialni, bu usiąść przed swoją toaletką i zrobić delikatny, a zarazem perfekcyjny makijaż. Przejechała jeszcze po ustach delikatnym błyszczykiem i spojrzała w lustro, na swoje odbicie. Uśmiechnęła się do siebie i przeczesała jeszcze palcami włosy. Była gotowa. Wyszła z pomieszczenia i zeszła na dół, by po chwili znaleźć się w jadalni. Oczywiście... Stół nie nakryty, a piętnaście minut do przyjazdu gości. Tak własnie można liczyć na bruneta. Westchnęła, kręcąc głową po czym zaczęła ustawiać kwadratowe talerze na odpowiednich miejscach. Do jadalni wszedł Alfonso.
- Daj ja to zrobię... - Chciał zabrać od swojej żony szklanki, jednak ta trzymała mocno, nie mając zamiaru puścić.
- Teraz to ja już dziękuje, poradziłam sobie sama. - Powiedziała oschle i ustawiła ostatnią szklankę na stole. - Jak zawsze dla ciebie ważniejszy jest mecz. - Zabrała pudełko, gdzie znajdowała się resztą sztućców i schowała je do komody przy ścianie. Na środku stołu, ustawiła niewielki bukiet. 
- Mam coś poznosić? - Spytał, unosząc lekko jedną brew do góry i podchodząc do niej dosyć blisko.
- Poradzę sobie, a ty idź się przebierz. - Odsunęła się od niego, mierząc wzrokiem jego osobę. Pokręciła głową i poszła do kuchni. Poncho odprowadził ją wzrokiem, po czym udał się na górę. Założył ciemne jeansowe spodnie i czarną koszulę z długim rękawem. Wypsikał się swoim ulubionym zapachem perfum i zszedł na dół, słysząc dzwonek u wejścia. Otworzył drzwi i wpuścił swoich rodziców do środka, witając się z nimi ciepło. Zaprowadził ich do jadalni, gdzie napotkali Ann i się z nią przywitali. Pani Herrera była zachwycona wyglądem blondynki, czego oczywiście brunet nie zauważył i nie skomentował, ale Annie już się do tego przyzwyczaiła, że zamiast komplementów tylko ją poniżał. Zasiedli do stołu, a żona Alfonso podała obiad. Posiłek mijał w spokojnej i miłej atmosferze. Rozmowy o pracy, gotowaniu, o wszystkim i o niczym. Blondynka została pochwalona za posiłek jaki przygotowała, a w szczególności za ciasto. Jeżeli chodzi o wypieki to matka Poncho była w tym mistrzynią i nie raz dała swojej synowej przepis na coś słodkiego. Starszy Herrera podziękował i napił się wina. 
- A powiedzcie mi... Kiedy doczekam się wnuka albo wnuczki? - Uśmiechnął się szeroko i spojrzał na syna i jego żonę. Oczywiście... Musiał zacząć ten temat. Dawno nie pytał się o to i widać przypomniał sobie o potomstwie, które powinno już mieć młode małżeństwo. Blondynka obawiała się o to... Przełknęła kawałek ciasta, który akurat miała w buzi i popiła winem. Wolała teraz nie patrzeć na bruneta, bo i tak domyślała się jaką minę może zastać na jego twarzy. Poczuła jak jej ręce zaczynają się pocić, a serce bić coraz mocniej i szybciej.
- Może w ogóle się nie doczekacie... - Powiedział w miarę spokojnie młody Herrera. Jego matka spojrzała na niego, a później przeniosła wzrok na Anahi. Była zaskoczona odpowiedzią swojego syna. 
- Dlaczego? Przecież chcieliście mieć dziecko. Coś się zmieniło?
- Nic się nie zmieniło, ale... Moja żona po prostu nie może mieć dzieci. - W żyłach blondynki zagotowało się. Nienawidziła jak jej mąż od razu zakładał i wmawiał wszystkim, że to jej wina. Nie był tego pewien, to czemu do cholery cały czas jej to robił?
- A skąd możesz wiedzieć, że to ja nie mogę? Może to ty jesteś bezpłodny. Nie chcesz zrobić badań, to nie obwiniaj mnie.
- Bo to nie możliwe. To nie ja pchałem w siebie tabletki antykoncepcyjne, tylko ty...
- Do cholery przestań cały czas gadać o tych tabletkach! - Anahi nie wytrzymała i krzyknęła na niego wstając od stołu. - Wiesz co... Nie zdziw się jak w końcu będę miała cię dosyć i od ciebie odejdę! - W jej oczach pojawiły się łzy. Przeprosiła wszystkich i pobiegła na górę do sypialni. Znowu jej to zrobił... Znowu pokazał wszystkim, że to ona jest ta zła. Cholerny , zadufany w sobie dupek! I pytanie dlaczego on tak bardzo się zmienił... Kiedyś taki nie był. Był normalnym mężczyzną, który dawał jej oparcie, w tych dobrych i złych chwilach. Leżała tuląc się do poduszki. Nagle usłyszała ciche pukanie do drzwi. Otarła szybko łzy i powiedziała "proszę". Do środka weszła Elena, matka Poncho i usiadła na skraju łóżka.
- Annie co się dzieje? - Spytała z wyczuwalną troską w jej głosie. Blondynka pokręciła przecząco głową i wzięłam głęboki wdech.
- Nic... Naprawdę nic... - Wstała z łóżka i skierowała się do wyjścia. Szatynka chwyciła ją za rękę i lekko pociągnęła, co spowodowało, że Anahi usiadła obok niej. Spojrzała na swoją teściową i ponownie się rozpłakała. Kobieta otoczyła ją ramieniem i przytuliła do siebie. Pozwoliła jej się wypłakać, by wszystkie złe emocje uleciały z dziewczyny. Chciała aby Any wyrzuciła to z siebie wszystkie tłumione przez długi czas emocje...

sobota, 15 września 2012


Klub 'Loca". Dookoła pełno ludzi wywijających na parkiecie oraz przy barze pijąc trunki alkoholowe. Jedni już nieźle wstawieni, zabawiający naiwne dziewczyny, tylko po to, żeby zaciągnąć je do łóżka i przelecieć. Na czerwonych kanapach w samym rogu sali siedział brunet ze swoim bratem. Oczywiście szatyn był w swoim żywiole, a starszy Herrera nie miał nic przeciwko, żeby mu towarzyszyć. I tak nic lepszego do roboty w domu nie miał. Wzrokiem szukał pewnej brunetki, którą często tu widywał. Szatyn patrzył na brata, pytając w myślach kogo on tak wypatruje. Nagle zobaczył śliczną czerwonowłosą dziewczynę. O nie, takiej okazji nie przepuści. Przeprosił bruneta i zaczął gonić dziewczynę, która szła przez wirujący tłum na parkiecie. Doszła do baru i zamówiła sobie drinka. Ucker usiadł obok niej i powiedział barmanowi, że za nią zapłaci, wykładając z portfela banknot. Czerwonowłosa podziękowała mu słodko uśmiechając się do niego. Odwzajemnił gest.
- Co taka ślicznotka robi tutaj sama? - Spytał, po czym zamówił sobie piwo.
- Akurat dzisiaj tak wyszło. - Złapała w rękę swojego drinka, którego podał jej barman i upiła łyka, spoglądając kątem oka na chłopaka.
- No to już masz towarzystwo. Christopher, ale mów mi Chris lub Ucker. - Szatyn ucałował wierzchnią część dłoni dziewczyny.
- Dulce. - Ponownie posłała mu swój czarujący uśmiech. Uckermann dostał swoje piwo i właściwie jednym tchem je wypił i oddał pusty kufel barmanowi. - A co taki przystojny facet robi sam tutaj? Czyżby łowy?
- Nie sam. Mój brat siedzi na kanapach w poszukiwaniu kogoś, kogo chyba nie znam. Można zaprosić cię na parkiet?
- A ty nie chcesz się z nim nudzić, rozumiem. Chwilka. - Ruda dopiła do końca swojego drinka i chwyciła za wyciągniętą w jej stronę rękę chłopaka. Pociągnął ją na parkiet, gdzie już po chwili dali się ponieść gorącym rytmom. Chłopak objął ją w tali i zaczął tańczyć, a ona uwodziła go na wszystkie możliwe sposoby, robiąc to coraz odważniej. Oczywiście jemu to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Uśmiechał się do niej szeroko i patrzył na jej falujący biust oraz kręcące się seksownie biodra. Miała coś w sobie, co cholernie go przyciągało. Uwodzicielska, seksowna, pełna wdzięku. Dodatkowo te milimetry, które ich dzieliły, a raczej w pewnym momencie już przestały, bo czerwonowłosa zaczęła ocierać się o niego, sprawiały, że jego ręce zaczęły się pocić, a serce biło mocniej. W pewnym momencie Ruda zatrzymała się gwałtowanie. Patrzyła w jego oczy, a ich usta dzielił dosłownie milimetry. Ona robi to specjalnie czy jak? - Przemknęło przez jego myśli. Musnęła lekko jego usta, by po chwili całkowicie się w nich zatopić i wsunąć rękę do jego spodni chwytając jego przyjaciela. Szatyn wplątał dłoń w jej krwisto czerwone włosy i odwzajemnił pocałunek wpychając język do jej buzi i penetrując nim jej wnętrze. Dziewczyna oderwała się od niego i wyszeptała do jego ucha:
- Masz ochotę na więcej? - Jej ciepły oddech, lekko podrażnił jego szyję. Stanęła prosto i uśmiechnęła się do chłopaka. Spojrzał w jej oczy i skinął głową. Chwycił ją za rękę i czym prędzej wyszedł z klubu, zostawiając bruneta samego i wysyłając mu krótkiego sms'a "Wrócę późno, nie czekaj"


"Cześć skarbie!
Nawet nie wiesz jak mi cię tu brakuje. W każdej wolnej chwili myślę o tobie i najchętniej rzuciłbym to wszystko w cholerę i przyleciał, aby cię mocno uścisnąć i ucałować. Czemu nie ma cię tu ze mną, żeby być i wspierać? Wiem, masz swoją pracę w Meksyku, ale to co ja zarabiam w zupełności starczyłoby nam, a bylibyśmy razem. I tak wiem, że cię nie przekonam... No trudno, muszę jeszcze trochę pocierpieć bez ciebie. Jeszcze 3 miesiące. Niby nie długo, ale mi się czas dłuży jak cholera. Wiesz jeżeli już tak piszę o pracy... Chociaż lubię to co robię i lubię dzieci, to coraz bardziej przekonuję się, że nie chciałbym mieć swojego. Ciągły płacz i bójki pomiędzy rodzeństwem. Do tego trzeba do takiego malucha w nocy wstawać, bo woła o jeść. Dobrze, że jak na razie nam to nie grozi. No, ale koniec o mnie. Co u ciebie? Dajesz sobie radę sama w Meksyku? Obiecałem dzwonić częściej... Tak wiem, ale cały czas jestem zaganiany. Wiesz przecież, że dzwonię kiedy tylko mogę, żeby chociaż przez chwilę usłyszeć twój głos. No i oczywiście listy... Jak dla mnie to i tak lepsza rzecz, niż pisanie smsów. Przynajmniej mogę się rozpisać. Jak wrócę... Mam dla ciebie pewną niespodziankę. Mam nadzieję, że ci się spodoba i ucieszysz się z niej. Proszę napisz mi w odpowiedzi co u ciebie, bo martwię się... Martwię się, że nie ma mnie przy tobie i nie mogę cię obronić w razie potrzeby. Kocham cię!

Will............

Czarnulka siedziała na kanapie czytając list od swojego chłopaka. Tak bardzo brakowało jej jego osoby. Nie miała się do kogo przytulić, nawet wypłakać w rękaw w razie potrzeby. Ostatnim razem kiedy się wdzieli... Było to niecałe dwa miesiące temu. Związek na odległość... Wiedziała, że mimo to, przetrwa. Kilometry nie mają przecież znaczenia, jeżeli kocha się kogoś całym sercem. Ufała mu, więc nie bała się, że blondyn ją zdradza. Nie ma takiej mowy nawet. On jest porządnym facetem, który jest szczery i jeżeli zrobi coś źle, umie się do tego wprost przyznać. Jej ciemne oczy śledziły uważnie słowa napisane przez jej chłopaka. Tęsknił za nią... Ona też i to bardzo. Też z chęcią pojechałaby do niego, ale nie możesz wziąć urlopu. W końcu natknęła się na fragment o dzieciach. On nie chcę mieć takiego małego szkraba... Te słowa huczały w jej głowie jak dzwon. Myślała, że może jednak jego zdanie na ten temat się zmieniło, ale jak widać myliła się. A co by było, gdyby była w ciąży...? Zmieniłby je?



Drzwi do pokoju hotelowego otworzyły się szeroko, a do pomieszczenia wpadł szatyn namiętnie całując czerwonowłosą dziewczynę. Kopnął nogą w tył, a drzwi zamknęły się trzaskając. Uckermann zdjął z Dulce bluzkę i łapczywie zaczął całować jej szyję i dekolt. Miał na nią ochotę... I to wielką. Już w klubie go rozpaliła, a dodatkowo jej ręka w jego spodniach w taksówce, zrobiła swoje. Ona też nie była obojętna. Przystojny, seksowny... Jedna noc nikomu nie zaszkodzi. Rozpięła swoimi zwinnymi paluszkami jego koszulę, by po chwili zsunąć ją na podłogę. Złapała za pasek jego spodni i pociągnęła go w stronę łóżka z czerwoną pościelą. Gdy znaleźli się przy nim, obkręciła go i pchnęła na nie siadając okrakiem i wpijając w jego usta. Szatyn sięgnął do zapięcia od jej koronkowego stanika i po chwili owa rzecz znalazła się na czerwonej wykładzinie. Spojrzał na jej jędrne piersi i wziął w ręce, lekko ugniatając. Ruda nie dała mu długi się nimi pobawić, gdyż wstała z niego i zdjęła jego spodnie wraz z bokserkami. Położyła się wygodnie i złapała jego męskość, powoli przesuwając po niej swoją ręką, aby postawić go do pionu. Szatyn przymknął oczy oddając się rozkoszy, którą mu dawała. Kilka przesunięć i trąciła językiem jego główkę, by po chwili zanurzyć go w swojej buzi. Z ust chłopaka zaczęły się wydobywać ciche jęki, świadczące o tym, że jest mu dobrze. Kiedy czuła, że dochodzi, brutalnie przerwała czynność i przeszła z pocałunkami w górę zatrzymując się na jego ustach. Odwzajemnił, lecz po chwili oderwał się od niej i przewrócił ją na plecy. Rozpiął jej jeansy i szybkim ruchem zdarł je z niej. Uśmiechnął się lekko i przyssał do jej sutka. Trącał go językiem co powodowało, że robił się nabrzmiały i ciemno czerwony. To samo zrobił z drugim. Ręką przejechał wzdłuż jej opalonego brzucha, by po chwili zatrzymać się na koronkowych stringach. Zdjął je i muskając jej ciało swoimi ustami doszedł do jej muszelki. Zatopił w niej język, aby dać jej jak najwięcej przyjemności. Dziewczyna zacisnęła dłonie na prześcieradle, drżąc pod szatynem. Ruszał energicznie językiem, co spowodowało, że czerwonowłosa doszła na szczyt. Było jej dobrze... Uśmiechnął się do siebie zadowolony ze swojej pracy. Wrócił do jej ust i bez ostrzeżenia, brutalnie wsunął swojego penisa do jej mokrej dziurki. Zaczął poruszać się w niej, by po chwili obydwoje odnaleźli wspólny rytm i mogli napawać się tą chwilą. Po pokoju rozeszły się głośne jęki rozkoszy. Obydwoje w tym samym czasie szczytowali. Po wszystkim szatyn opadł na ciało czerwonowłosej, próbując uspokoić swój oddech. Spojrzał w jej brązowe oczy, które błyszczały jak małe iskierki. Uśmiechnął się lekko i musnął jej usta swoimi. To był jeden z najlepszych wieczorów w jego życiu...



Miesiąc później:

Drobna czerwonowłosa dziewczyna siedziała na brzegu wanny, czekając na wynik testu ciążowego. Dobrze pamiętała tamten wieczór z szatynem... No właśnie, problem w tym, że się nie zabezpieczyli, a okres jej się spóźnia. Westchnęła cicho i sięgnęła po małe urządzenie. Przymknęła na chwilę oczy myśląc, co zrobi, jeżeli jej przewidywania się sprawdzą. Spojrzała na wyświetlacz. Dwie kreski... Dwie. Cholera, jedna noc, a wszystko może zmienić... Ale zaraz... Test ciążowy nie musi mówić prawdy. Najbardziej wiarygodne będzie, jak pojedzie do lekarza i on to potwierdzi. Jeszcze jest szansa... Odłożyła urządzenie i wybiegła z łazienki chwytając w drodze swoją czarną torbę. Wyszła z domu, zamykając drzwi na klucz i poszła na najbliższy przystanek autobusowy. Chciała jak najszybciej to sprawdzić, być pewna... Kiedy była już na miejscu, sprawdziła rozkład jazdy i najbliższym pasującym autobusem udała się do szpitala. Niecałe 20 minut i była na miejscu. Automatycznie otwieranymi drzwiami weszła do środka i udała się do recepcji w celu uzyskania informacji, gdzie musi się udać. Brunetka za ladą uśmiechnęła się i opowiedziała w skrócie jak czerwonowłosa ma się udać do gabinetu 24. Ruda podziękowała i udała się do windy na końcu korytarza. Wsiadła do niej i nacisnęła guzik z numerkiem 25. Winda ruszyła. Dulce stała lekko strzelając palcami. Denerwowała się... Nagle poczuła jak winda się zatrzymuje. Wysiadła i skierowała się na prawo szukając wzrokiem podanego przez recepcjonistkę gabinetu. Numer 21, 22, 23, 24 i... Jest. Numer 25. Spojrzała na dwie kobiety czekające w kolejce, aby wejść do środka na wizytę. Spytała kto jest ostatni. W odpowiedzi usłyszała głos drobnej czarnowłosej dziewczyny. Uśmiechnęła się lekko i usiadła obok niej. Matko... Jeszcze musi czekać. Miała nadzieję, że pójdzie do lekarza od razu, a tak? Jeszcze się rozmyśli... Nie, nie może tego zrobić. Westchnęła cicho, gniotąc kawałek bluzki w rękach.
- Boisz się? - Do jej uszu doleciał ten sam głos co przed chwilą. Uniosła głowę i spojrzała na czarnulkę, która lekko się uśmiechała. Wyglądała przyjaźnie... Ruda skinęła głową. - Nie chcesz tego dziecka?
- Nie, to znaczy ja... Nie myślałam o tym... Ja... - Nie dokończyła, gdyż z gabinety wyszła blondynka w wieku około... 35 lat. Miała już spory brzuch, więc pewnie była w jakimś szóstym czy siódmym miesiącu ciąży. Pożegnała się z lekarką i skierowała do windy. Kobieta w białym kitlu wywołała kolejną osobę. Dziewczyna z czarnymi włosami wstała, dając znak, że już idzie i uśmiechnęła się do Dulce.
- Jestem May. Jeżeli chcesz, poczekam na ciebie i porozmawiamy później. - Ruda skinęła głową, a dziewczyna weszła do gabinetu. Obca osoba, ale czerwonowłosa miała chęć się wygadać. Z Annie spotka się pewnie dopiero za 2 dni. Blondynka ma teraz sporo pracy, po za tym nie najlepiej się czuję. Dulce spojrzała na plakat, gdzie była kobieta w ciąży. Obok wisiał kolejny, tyle że na nim był już mały, uśmiechnięty bobas. Zostać mamą... Czy to jest trudne? I czy dziecko będzie szczęśliwe nie mając ojca? Przecież to Ann zawsze chciała mieć takiego małego szkraba. Starają się z Poncho o niego od roku, a ona... Jedna noc i wszystko się po niej zmienia...

środa, 22 sierpnia 2012



[Obrazek: 30tpix3.jpg]

Rok wcześniej:

Drobna blondynka siedziała na białej kanapie w salonie patrząc w ekran swojego laptopa. Zastanawiała się nad kolorem sukienki, którą właśnie wypatrzyła. Często tak szukała ubrań i albo kupowała je klikając kilka razy przyciskiem myszki, bo tak było najwygodniej albo szła do sklepu, jeżeli nie była do końca pewna swojego wyboru i chciała zobaczyć jak w tym wygląda. Obok niej siedział brunet oglądając w wielkim telewizorze jakiś program motoryzacyjny. Faceci, im tylko kilka rzeczy w głowie. Seks, samochody i sport. Te trzy najważniejsze dla nich słowa także i jemu zabierała kilka godzin z jego życiorysu. No ta pierwsza czynność, akurat wiązała się z jego drugą połówką, więc to akurat można wybaczyć. Poncho siedział wygodnie i wlepiał swoje oczy w szklany ekran, jednak jego głowa była zupełnie zajęta czymś innym niż warczące silniki, których dźwięk wydobywał się z głośników kina domowego. Mogli sobie pozwolić na takie luksusy, w końcu pan Herrera, aż tak mało nie zarabiał na swojej firmie architektonicznej. Dobrze wyposażony dom, dwa samochody, oczywiście jeden jego żony i wyjazdy w wakacje oraz wszystkie możliwe dłuższe weekendy. Jak to się mówi "żyć, nie umierać". W końcu nie wszystkich na to stać, a nawet niektórym nie starcza, aby dociągnąć do końca miesiąca, czekając na wypłatę. Wracając do bruneta. Miał wszystko, ale czegoś w jego życiu brakowało. Choć było mu dobrze z blondynką, to coraz bardziej jedna rzecz nie dawała mu spokoju. Oderwał wzrok od plazmy i przeniósł go na swoją żonę.
- Słońce... A gdybyśmy mieli dziecko? - Uśmiechnął się lekko w jej stronę i czekał na odpowiedź.
- Co? - Niebieskie oczy skierowały się na jego postać i wyraźnie było widać, że są zdziwione tym nagłym pytaniem, jak i pomysłem.
- No wiesz, co ty na to, żebyśmy postarali się o takiego małego szkraba, który dreptałby po naszym domu i mówił do nas "mamo" i "tato"?
- Ale ty... Mówisz poważnie? - Kobieta zmarszczyła lekko brwi, patrząc uważnie na swojego męża.
- Jak najbardziej. Jesteśmy dwa lata po ślubie, mamy wszystko co chcemy. Do szczęścia brakuje nam tylko naszego wspólnego dziecka. Ja bym chciał zostać ojcem. Gdyby urodził się syn, nauczyłbym go wielu rzeczy, a gdyby urodziła się córeczka to... No cóż, byłaby córeczką tatusia, którą bym rozpieszczał ile tylko można, oczywiście syna też. - Uśmiechnął się szeroko, a jego oczy zabłyszczały. Naprawdę tego chciał i byłby cholernie szczęśliwy, jeśli udałoby się. Już widział siebie, jak chodzi z Any na spacery, pchając wózek, w którym spało by takie małe słodkie maleństwo. Blondynka odłożyła laptopa na mały stolik, stojący obok kanapy i uwiesiła się na szyi męża wpijając się w jego usta. Odwzajemnił lecz po chwili oderwał się od niej i uśmiechnął. - Zgadzasz się? - Spojrzał w jej błękitne oczy i zobaczył w nich radość.
- Czy się zgadzam? Cholera, przestań zadawać takie głupie pytania. Też ostatnio o tym myślałam, ale bałam się z tobą o tym porozmawiać, bo myślałam, że nie będziesz chciał... Że będziesz zły na mnie, że myślę o tym. W końcu praca i w ogóle...
- Skarbie jak mógłbym być zły? - Spytał ujmując jej twarz w dłonie. Kobieta pokręciła przecząco głową, co miało oznaczać "nie wiem" i wykrzywiła usta w uśmiech. - Hmm... To chodź zaczniemy starać się od razu. - Zaśmiał się i wziął blondynkę na ręce kierując się na piętro do ich sypialni. Wszystko było takie szczęśliwe i spontaniczne. Bez żadnych wątpliwości i problemów. Kto by pomyślał, że za rok wszystko odwróci się do góry nogami. Kto by pomyślał, że to się tak potoczy...

[Obrazek: eppq4g.jpg]

Lotnisko w Mexico City. Na taśmie jechały po kolei kolorowe walizki. Szatyn chwycił swoją walizkę i skierował się do wyjścia, gdzie miał czekać na niego starszy brat. Wreszcie jego rodzinne miasto. Brakowało mu tutejszej atmosfery, przyjaciół, a przede wszystkim przyjaciół. Dobrze, że studia zakończone. Nigdy więcej nie zamierzał wracać do tamtego miejsca. Złe wspomnienia... Były i dobre, ale te ostatnie nie były szczęśliwe. Ta śliczna szatynka o mocno niebieskich oczach zabawiła się nim i odeszła z innym. Przyprawiła mu rogi. Dlaczego dał się nabrać na te jej gierki? Nie wyglądała na taką co puszcza się na prawo i lewo, a jednak pozory mylą. Dlatego teraz to on jest facetem, który łamie serca wszystkich kobiet. Bawi się nimi, a później porzuca, tak jak to zrobiła Jimena. Nigdy więcej związków z jakimiś zobowiązaniami. Lepiej alkohol i szybkie numerki z dziewczynami na jedną noc. Przynajmniej nie musi nic żadnej z nich obiecywać. Westchnął cicho i wyszedł z budynku rozglądając się dookoła w poszukiwaniu bruneta. Nie musiał długo tego robić, bo po chwili ujrzał jak brat macha do niego z daleka i biegnie w jego stronę. Nic się nie zmienił... No może ma trochę krótsze włosy, bo zawsze miał troszkę dłuższe i kręcone. Chris często w dzieciństwie wołał na niego czarna owca lub baran, czego brunet nienawidził. Zawsze na te słowa miał agresywny odruch przez co młodszemu się obrywało, choć nie raz mama ratowała go przed wkurzonym bratem. Z resztą dobrze jest być młodszym, bo zawsze można wszystko zwalić na starszego. Słodkie oczy i po sprawie. Starszy Herrera podbiegł do brata i uścisnął go mocno podnosząc trochę do góry, a później stawiając na nogi i klepiąc po plecach. Braterska miłość po tak długim czasie rozłąki. W końcu brunet oderwał się od szatyna i chwycił jego walizkę.
- Chodź, opowiesz mi wszystko po drodze. - Uśmiechnął się do brata i lekko trzepiąc go głowie ruszył do czarnego BMW zaparkowanego niedaleko wejścia. Małym przyciskiem przy kluczach otworzył samochód oraz bagażnik, gdzie włożył walizkę brata. Po chwili siedzieli już w środku i ruszyli z piskiem opon do domu Alfonso, gdzie Christopher miał się jak na razie zatrzymać.

[Obrazek: eppq4g.jpg]

Czarne BMW podjechało pod duży biały dom. Szatyn wyszedł z samochodu i rozejrzał się z podziwem. Jego brat otworzył bagażnik i wyjął walizkę, należącą do Uckermanna. Bracia i inne nazwisko? Kiedyś ich ojciec miał romans z matką szatyna. Kiedy urodził się Christopher, nie dała mu nazwiska swojego wybranka, bo wiedziała, że on nie odejdzie od żony i nie zostawi rocznego syna. Miała rację. Dlaczego wychowywali się razem? Kochanka Herrery zginęła w wypadku samochodowym, kiedy Chris miał niecały roczek. Ojciec wziął go do siebie i razem ze swoją żoną wychowali go. Poncho podszedł do brata i objął jego szyję ramieniem spoglądając na dom.
- Żeś się dorobił stary... - Powiedział cicho szatyn i spojrzał na uśmiechniętego od ucha do ucha Poncho.
- No wiesz... Ma się firmę najlepszą w mieście to się zarabia. - Zaśmiał się i taszcząc walizkę chłopaka wszedł do domu. Ucker pokręcił głową i poszedł za bratem. Gdy tylko weszli do domu, do szatyna podbiegła Anahi ściskając go mocno i witając się. Kiedyś młody Herrera zazdrościł bratu takiej dziewczyny i po cichu podkochiwał się w blondynce. Nawet w któreś walentynki wysłał jej kartkę, ale nie podpisał się, bo było mu głupio. Poncho już tyle czasu z nią był. Znają się tak na prawdę od liceum. Od początku była między nimi chemia. Miłość od pierwszego wejrzenia istnieje jak widać na ich przykładzie. Szczęśliwe małżeństwo bez żadnych problemów i zmartwień. Tak właśnie widział je Christopher. Tak na prawdę nie wiedział, co się działo pomiędzy nimi przez ten rok, a nawet dłużej, bo niedługo po ich ślubie wyjechał, żeby skończyć studia za granicą. Blondynka zaprosiła go do jadalni, gdzie czekał już na niego obiad, przygotowany przez kobietę. Marzenie Uckera... Mieć taką żonę, jaką ma Poncho. Skierował się do wskazanego przez Anahi pomieszczenia i usiadł na jednym z krzeseł. Zaraz za nim przyszedł brunet. Mężczyźni zaczęli rozmowę, a blondynka przyniosła po kolei półmiski z różnymi smakołykami. Mąż pod względem kuchni raczej nie miał do niej zastrzeżeń. Lubił jak Any gotowała, choć czasem kiedy miał zły humor, potrafił i to skrytykować. W końcu pani domu usiadła razem z nimi i zaczęli posiłek. Oczywiście w trakcie młody Herrera musiał im wszystko opowiedzieć. Jak było na studiach i takie różne dziwne rzeczy, których najchętniej by nie mówił, ale brat zawsze był ciekawski. Siedzieli tak długi czas, zajadając się deserem, który przygotowała Ann. Nagle nastała cisza po skończeniu przez szatyna długiej relacji z dwóch lat. Westchnął cicho i spojrzał na parkę lekko się uśmiechając.
- No to teraz opowiedzcie mi co u was słychać, bo cały czas to ja właściwie mówię o sobie.
- Jeeeej, brat... Wiedziemy nudne życie, które zapełnia praca. - Brunet przekręcił oczami, wziął do ręki szklankę z pomarańczową cieczą i upił łyka.
- Nie byłoby nudne gdybyście postarali się o dziecko. Zamierzacie całe swoje życie spędzić sami, we dwoje?
- Staramy się, ale to nie takie proste. - Blondynka nerwowo zaczęła stukać palcami w stół. Wiedziała, że to drażliwy temat dla ich obojga i że zaczęcie go, nie wróży nic dobrego. Spojrzała na swojego męża, który już widać, że był zdenerwowany zapytany o to.
- Po prostu przyznaj się, że nie jesteś prawdziwą kobietą i nie możesz mieć dzieci, a nie wciskasz bajeczki, że to nie takie proste. - Syknął Herrera i odłożył wcześniej trzymaną w dłoni szklankę. Szatyn spojrzał na brata.
- Ej stary opanuj się trochę...
- Ja nie mogę mieć dzieci? A może to ty jesteś impotentem? Nie chcesz zrobić badań to czego od razu zakładasz, że to ja jestem wszystkiemu winna? - Blondynka zmarszczyła lekko brwi i spojrzała na męża. Był wściekły. Jego oczy wiały nienawiścią. Jak kobieta powie przy drugim facecie, że jej wybranek jest impotentem to... Gdyby jego oczy mogły zabijać, byłaby już martwa. Przestała stukać palcami, chociaż w środku cała dygotała. Zawsze jego słowa, że nie jest prawdziwą kobietą, wywoływały u niej agresję i wielką złość na niego.
- Bo do cholery jesteś! Nafaszerowałaś się kiedyś tabletek antykoncepcyjnych, a teraz są tego skutki!
- Gdyby to miało takie skutki, to chyba żadna kobieta by ich nie brała!
- Widocznie na tobie inaczej działają! Wiesz co... Ty właściwie jesteś dobra tylko do pieprzenia się i do niczego więcej! - Przesadził. Blondynka patrzyła na niego, nie wierząc w to co usłyszała. Mówił wiele przykrych słów w jej kierunku, ale jeszcze nigdy nie powiedział takich jak przed chwilą. W jej oczach pojawiły się łzy, aby po chwili zacząć spływać po policzkach zostawiając za sobą mokre ślady. Wstała i szybkim krokiem wyszła z pomieszczenia, zostawiając braci samych. Szatyn spojrzał na brata i pokręcił z niedowierzaniem głową.
- To twoja żona... - Zaczął, ale nie dane mu było skończyć, gdyż brunet brutalnie przerwał jego wypowiedź.
- Co z tego skoro nie potrafi mi dać dziecka?! - Wrzasnął i wstał ze swojego miejsca, rzucając na stół serwetkę, którą miał przed chwilą na kolanach. Wyszedł z jadalni. Nie chciał słuchać kazań młodszego brata. W końcu nie wiedział co u nich się działo, więc nie powinien wpieprzać się w ich życie. Złapał po drodze skórzaną kurtkę i kluczyki od swojego motoru. Po chwili odjechał z piskiem opon...

środa, 15 sierpnia 2012


Anahi Herrera - 27 letnia blondynka o niebieskich oczach. Kiedyś szczęśliwie zakochana w swoim mężu. Nadal go kocha, jednak z każdym dniem coraz bardziej oddalają się od siebie. Pragnie mieć z nim dziecko. Niestety ich starania po roku czasu nadal nie zaowocowały. Czyja to wina?

Alfonso (Poncho) Herrera - 28 letni brunet o czekoladowych oczach. Od roku starają się z żoną o małego członka rodziny. Uważa, że to jej wina, że nie mogą doczekać się potomstwa. Z czasem ma tego wszystkiego dosyć. Nie wraca wieczorami do domu, zabawiając się w klubach. Kiedyś czuły, kochający mąż. Czy wróci do dawnego ja? Co zrobi kiedy jego życie się skomplikuje do granic możliwości?

Dulce Maria Espinoza - 27 letnia dziewczyna z czerwonymi włosami. Przebojowa i wygadana. Od małego przyjaźni się z Anahi. W każdej chwili zwątpienia pomaga blondynce i wspiera ją. Ma nadzieję, że małżeństwo jej przyjaciółki z brunetem da się jeszcze uratować. Czy ma rację?

Christopher Uckermann - 27 letni brat Poncho. Studiował za granicą. Po kilku latach wraca wreszcie do rodzinnego Meksyku. Na studiach miał dziewczynę, ale przed dwoma miesiącami rzuciła go dla innego. Chłopak po tym załamał się, jednak stanął na nogi i zaczął imprezowe życie. Czy się zmieni i znowu kogoś pokocha?

Santiago Calderas - 28 letni przyjaciel Herrery. Uwielbia dobrą zabawę i kobiety. Często wychodzi do klubów ze swoim kolegą. Dobrze się dogadują, choć czasem nie rozumie zachowania Poncho wobec do jego żony. Mimo, że jest lojalny w stosunku do Herrery, często pomaga Anahi.

Maite Perroni - 25 latka o czarnych włosach i brązowych oczach. Jest raczej spokojna, ale potrafi często postawić na swoim. Ma chłopaka o imieniu William. Nie spotykają się często, gdyż mężczyzna pracuję za granicą. Skrywa pewną tajemnicę, którą boi się ujawnić chłopakowi.

William Levy - 28 latek o blond włosach i jasnobrązowych oczach. Jest lekarzem i pracuję za granicą pomagając tam, gdzie nie ma opieki medycznej. Jest szczęśliwie zakochany w swojej dziewczynie o imieniu Maite. Długa rozłąka z ukochaną często wywołuje u niego łzy.