środa, 22 sierpnia 2012



[Obrazek: 30tpix3.jpg]

Rok wcześniej:

Drobna blondynka siedziała na białej kanapie w salonie patrząc w ekran swojego laptopa. Zastanawiała się nad kolorem sukienki, którą właśnie wypatrzyła. Często tak szukała ubrań i albo kupowała je klikając kilka razy przyciskiem myszki, bo tak było najwygodniej albo szła do sklepu, jeżeli nie była do końca pewna swojego wyboru i chciała zobaczyć jak w tym wygląda. Obok niej siedział brunet oglądając w wielkim telewizorze jakiś program motoryzacyjny. Faceci, im tylko kilka rzeczy w głowie. Seks, samochody i sport. Te trzy najważniejsze dla nich słowa także i jemu zabierała kilka godzin z jego życiorysu. No ta pierwsza czynność, akurat wiązała się z jego drugą połówką, więc to akurat można wybaczyć. Poncho siedział wygodnie i wlepiał swoje oczy w szklany ekran, jednak jego głowa była zupełnie zajęta czymś innym niż warczące silniki, których dźwięk wydobywał się z głośników kina domowego. Mogli sobie pozwolić na takie luksusy, w końcu pan Herrera, aż tak mało nie zarabiał na swojej firmie architektonicznej. Dobrze wyposażony dom, dwa samochody, oczywiście jeden jego żony i wyjazdy w wakacje oraz wszystkie możliwe dłuższe weekendy. Jak to się mówi "żyć, nie umierać". W końcu nie wszystkich na to stać, a nawet niektórym nie starcza, aby dociągnąć do końca miesiąca, czekając na wypłatę. Wracając do bruneta. Miał wszystko, ale czegoś w jego życiu brakowało. Choć było mu dobrze z blondynką, to coraz bardziej jedna rzecz nie dawała mu spokoju. Oderwał wzrok od plazmy i przeniósł go na swoją żonę.
- Słońce... A gdybyśmy mieli dziecko? - Uśmiechnął się lekko w jej stronę i czekał na odpowiedź.
- Co? - Niebieskie oczy skierowały się na jego postać i wyraźnie było widać, że są zdziwione tym nagłym pytaniem, jak i pomysłem.
- No wiesz, co ty na to, żebyśmy postarali się o takiego małego szkraba, który dreptałby po naszym domu i mówił do nas "mamo" i "tato"?
- Ale ty... Mówisz poważnie? - Kobieta zmarszczyła lekko brwi, patrząc uważnie na swojego męża.
- Jak najbardziej. Jesteśmy dwa lata po ślubie, mamy wszystko co chcemy. Do szczęścia brakuje nam tylko naszego wspólnego dziecka. Ja bym chciał zostać ojcem. Gdyby urodził się syn, nauczyłbym go wielu rzeczy, a gdyby urodziła się córeczka to... No cóż, byłaby córeczką tatusia, którą bym rozpieszczał ile tylko można, oczywiście syna też. - Uśmiechnął się szeroko, a jego oczy zabłyszczały. Naprawdę tego chciał i byłby cholernie szczęśliwy, jeśli udałoby się. Już widział siebie, jak chodzi z Any na spacery, pchając wózek, w którym spało by takie małe słodkie maleństwo. Blondynka odłożyła laptopa na mały stolik, stojący obok kanapy i uwiesiła się na szyi męża wpijając się w jego usta. Odwzajemnił lecz po chwili oderwał się od niej i uśmiechnął. - Zgadzasz się? - Spojrzał w jej błękitne oczy i zobaczył w nich radość.
- Czy się zgadzam? Cholera, przestań zadawać takie głupie pytania. Też ostatnio o tym myślałam, ale bałam się z tobą o tym porozmawiać, bo myślałam, że nie będziesz chciał... Że będziesz zły na mnie, że myślę o tym. W końcu praca i w ogóle...
- Skarbie jak mógłbym być zły? - Spytał ujmując jej twarz w dłonie. Kobieta pokręciła przecząco głową, co miało oznaczać "nie wiem" i wykrzywiła usta w uśmiech. - Hmm... To chodź zaczniemy starać się od razu. - Zaśmiał się i wziął blondynkę na ręce kierując się na piętro do ich sypialni. Wszystko było takie szczęśliwe i spontaniczne. Bez żadnych wątpliwości i problemów. Kto by pomyślał, że za rok wszystko odwróci się do góry nogami. Kto by pomyślał, że to się tak potoczy...

[Obrazek: eppq4g.jpg]

Lotnisko w Mexico City. Na taśmie jechały po kolei kolorowe walizki. Szatyn chwycił swoją walizkę i skierował się do wyjścia, gdzie miał czekać na niego starszy brat. Wreszcie jego rodzinne miasto. Brakowało mu tutejszej atmosfery, przyjaciół, a przede wszystkim przyjaciół. Dobrze, że studia zakończone. Nigdy więcej nie zamierzał wracać do tamtego miejsca. Złe wspomnienia... Były i dobre, ale te ostatnie nie były szczęśliwe. Ta śliczna szatynka o mocno niebieskich oczach zabawiła się nim i odeszła z innym. Przyprawiła mu rogi. Dlaczego dał się nabrać na te jej gierki? Nie wyglądała na taką co puszcza się na prawo i lewo, a jednak pozory mylą. Dlatego teraz to on jest facetem, który łamie serca wszystkich kobiet. Bawi się nimi, a później porzuca, tak jak to zrobiła Jimena. Nigdy więcej związków z jakimiś zobowiązaniami. Lepiej alkohol i szybkie numerki z dziewczynami na jedną noc. Przynajmniej nie musi nic żadnej z nich obiecywać. Westchnął cicho i wyszedł z budynku rozglądając się dookoła w poszukiwaniu bruneta. Nie musiał długo tego robić, bo po chwili ujrzał jak brat macha do niego z daleka i biegnie w jego stronę. Nic się nie zmienił... No może ma trochę krótsze włosy, bo zawsze miał troszkę dłuższe i kręcone. Chris często w dzieciństwie wołał na niego czarna owca lub baran, czego brunet nienawidził. Zawsze na te słowa miał agresywny odruch przez co młodszemu się obrywało, choć nie raz mama ratowała go przed wkurzonym bratem. Z resztą dobrze jest być młodszym, bo zawsze można wszystko zwalić na starszego. Słodkie oczy i po sprawie. Starszy Herrera podbiegł do brata i uścisnął go mocno podnosząc trochę do góry, a później stawiając na nogi i klepiąc po plecach. Braterska miłość po tak długim czasie rozłąki. W końcu brunet oderwał się od szatyna i chwycił jego walizkę.
- Chodź, opowiesz mi wszystko po drodze. - Uśmiechnął się do brata i lekko trzepiąc go głowie ruszył do czarnego BMW zaparkowanego niedaleko wejścia. Małym przyciskiem przy kluczach otworzył samochód oraz bagażnik, gdzie włożył walizkę brata. Po chwili siedzieli już w środku i ruszyli z piskiem opon do domu Alfonso, gdzie Christopher miał się jak na razie zatrzymać.

[Obrazek: eppq4g.jpg]

Czarne BMW podjechało pod duży biały dom. Szatyn wyszedł z samochodu i rozejrzał się z podziwem. Jego brat otworzył bagażnik i wyjął walizkę, należącą do Uckermanna. Bracia i inne nazwisko? Kiedyś ich ojciec miał romans z matką szatyna. Kiedy urodził się Christopher, nie dała mu nazwiska swojego wybranka, bo wiedziała, że on nie odejdzie od żony i nie zostawi rocznego syna. Miała rację. Dlaczego wychowywali się razem? Kochanka Herrery zginęła w wypadku samochodowym, kiedy Chris miał niecały roczek. Ojciec wziął go do siebie i razem ze swoją żoną wychowali go. Poncho podszedł do brata i objął jego szyję ramieniem spoglądając na dom.
- Żeś się dorobił stary... - Powiedział cicho szatyn i spojrzał na uśmiechniętego od ucha do ucha Poncho.
- No wiesz... Ma się firmę najlepszą w mieście to się zarabia. - Zaśmiał się i taszcząc walizkę chłopaka wszedł do domu. Ucker pokręcił głową i poszedł za bratem. Gdy tylko weszli do domu, do szatyna podbiegła Anahi ściskając go mocno i witając się. Kiedyś młody Herrera zazdrościł bratu takiej dziewczyny i po cichu podkochiwał się w blondynce. Nawet w któreś walentynki wysłał jej kartkę, ale nie podpisał się, bo było mu głupio. Poncho już tyle czasu z nią był. Znają się tak na prawdę od liceum. Od początku była między nimi chemia. Miłość od pierwszego wejrzenia istnieje jak widać na ich przykładzie. Szczęśliwe małżeństwo bez żadnych problemów i zmartwień. Tak właśnie widział je Christopher. Tak na prawdę nie wiedział, co się działo pomiędzy nimi przez ten rok, a nawet dłużej, bo niedługo po ich ślubie wyjechał, żeby skończyć studia za granicą. Blondynka zaprosiła go do jadalni, gdzie czekał już na niego obiad, przygotowany przez kobietę. Marzenie Uckera... Mieć taką żonę, jaką ma Poncho. Skierował się do wskazanego przez Anahi pomieszczenia i usiadł na jednym z krzeseł. Zaraz za nim przyszedł brunet. Mężczyźni zaczęli rozmowę, a blondynka przyniosła po kolei półmiski z różnymi smakołykami. Mąż pod względem kuchni raczej nie miał do niej zastrzeżeń. Lubił jak Any gotowała, choć czasem kiedy miał zły humor, potrafił i to skrytykować. W końcu pani domu usiadła razem z nimi i zaczęli posiłek. Oczywiście w trakcie młody Herrera musiał im wszystko opowiedzieć. Jak było na studiach i takie różne dziwne rzeczy, których najchętniej by nie mówił, ale brat zawsze był ciekawski. Siedzieli tak długi czas, zajadając się deserem, który przygotowała Ann. Nagle nastała cisza po skończeniu przez szatyna długiej relacji z dwóch lat. Westchnął cicho i spojrzał na parkę lekko się uśmiechając.
- No to teraz opowiedzcie mi co u was słychać, bo cały czas to ja właściwie mówię o sobie.
- Jeeeej, brat... Wiedziemy nudne życie, które zapełnia praca. - Brunet przekręcił oczami, wziął do ręki szklankę z pomarańczową cieczą i upił łyka.
- Nie byłoby nudne gdybyście postarali się o dziecko. Zamierzacie całe swoje życie spędzić sami, we dwoje?
- Staramy się, ale to nie takie proste. - Blondynka nerwowo zaczęła stukać palcami w stół. Wiedziała, że to drażliwy temat dla ich obojga i że zaczęcie go, nie wróży nic dobrego. Spojrzała na swojego męża, który już widać, że był zdenerwowany zapytany o to.
- Po prostu przyznaj się, że nie jesteś prawdziwą kobietą i nie możesz mieć dzieci, a nie wciskasz bajeczki, że to nie takie proste. - Syknął Herrera i odłożył wcześniej trzymaną w dłoni szklankę. Szatyn spojrzał na brata.
- Ej stary opanuj się trochę...
- Ja nie mogę mieć dzieci? A może to ty jesteś impotentem? Nie chcesz zrobić badań to czego od razu zakładasz, że to ja jestem wszystkiemu winna? - Blondynka zmarszczyła lekko brwi i spojrzała na męża. Był wściekły. Jego oczy wiały nienawiścią. Jak kobieta powie przy drugim facecie, że jej wybranek jest impotentem to... Gdyby jego oczy mogły zabijać, byłaby już martwa. Przestała stukać palcami, chociaż w środku cała dygotała. Zawsze jego słowa, że nie jest prawdziwą kobietą, wywoływały u niej agresję i wielką złość na niego.
- Bo do cholery jesteś! Nafaszerowałaś się kiedyś tabletek antykoncepcyjnych, a teraz są tego skutki!
- Gdyby to miało takie skutki, to chyba żadna kobieta by ich nie brała!
- Widocznie na tobie inaczej działają! Wiesz co... Ty właściwie jesteś dobra tylko do pieprzenia się i do niczego więcej! - Przesadził. Blondynka patrzyła na niego, nie wierząc w to co usłyszała. Mówił wiele przykrych słów w jej kierunku, ale jeszcze nigdy nie powiedział takich jak przed chwilą. W jej oczach pojawiły się łzy, aby po chwili zacząć spływać po policzkach zostawiając za sobą mokre ślady. Wstała i szybkim krokiem wyszła z pomieszczenia, zostawiając braci samych. Szatyn spojrzał na brata i pokręcił z niedowierzaniem głową.
- To twoja żona... - Zaczął, ale nie dane mu było skończyć, gdyż brunet brutalnie przerwał jego wypowiedź.
- Co z tego skoro nie potrafi mi dać dziecka?! - Wrzasnął i wstał ze swojego miejsca, rzucając na stół serwetkę, którą miał przed chwilą na kolanach. Wyszedł z jadalni. Nie chciał słuchać kazań młodszego brata. W końcu nie wiedział co u nich się działo, więc nie powinien wpieprzać się w ich życie. Złapał po drodze skórzaną kurtkę i kluczyki od swojego motoru. Po chwili odjechał z piskiem opon...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz